"Polityka tym jedynie różni się od polowania, że czas odstrzału jest praktycznie nieograniczony."
Żywoty przedsiębiorczych Polaków, czyli o rzucaniu się z motyką na księżyc
Andrzej Sadowski
O USA mawia się, że to, co wynaleziono czy wyprodukowano w tym kraju, było wynikiem wygody czy wręcz lenistwa. W Polsce, w systemie permanentnego braku wszystkiego, w którym przyszło żyć i pracować bohaterom tej książki, to „przymus, niedobór prowokowały bardzo kreatywne rozwiązania”. Byli nie tylko uważnymi obserwatorami życia, ale przede wszystkim ludźmi czynu. Nie wszyscy zaczynali w branży meblowej. Każda okazja czyniła ich przedsiębiorcami, bo - jak wspomina Ryszard Balcerkiewicz - „jak nie było oranżady, to już się zabierałem, by tę oranżadę produkować. Jak nie było tworzyw, to już jakąś wtryskarkę ręczną kupiłem, by robić elementy tworzywowe”. Potrafili w sposób, który dziś określa się mianem podejścia ekologicznego oraz innowacyjnego, produkować towar nie tylko z odpadów, ale „naprawdę robić je ze śmieci”. Zdobycie materiałów do produkcji było przeżyciem tak emocjonalnie silnym, że Janusz Wójcik do tej pory pamięta moment: „jak już dostałeś (…) taki czeczot albo okleinę mahoniu czy dębu, to mogłeś lizać tę okleinę, radość była niesamowita”.
Źródłem późniejszych i niewątpliwych sukcesów przedsiębiorców było to, że nie bali się żadnego zajęcia oraz nauczyli się „szacunku do pracy, że pieniądze nie są takie łatwe”, jak wspomina swoją pracę na emigracji Jerzy Krzanowski, który stworzył firmę o globalnej skali działania. Dzięki temu nie zachłysnęli się pierwszymi większymi zarobionymi pieniędzmi i nie zostali w miejscu jak ci, którzy już „mieli piękne domy, jeździli luksusowymi samochodami”.
Młode Wilczki
Zmiana systemu gospodarczego w PRL i przywrócenie wolności gospodarczej w „Ustawie Wilczka” z 23 grudnia 1988 roku były zmianami dalej idącymi niż zniesienie pańszczyzny wiek wcześniej. Jednego dnia znika gorset pozwoleń, przydziałów i talonów oraz pism z prokuratury, która od Leszka Wójcika żądała, żeby „zaprzestał produkcji seryjnej” swoich mebli.
Nasi bohaterowie w lot chwytają okazje. Postępują inaczej niż ci, którzy przed 1988 rokiem „nie myśleli o rozwoju firm, chodziło im o zarabianie pieniędzy dla siebie, o bieżącą konsumpcję”. Nie mają też w większości doświadczeń w tzw. pracy na państwowym, co z nieukrywanym samozadowoleniem podkreśla Jan Szynaka: „przynajmniej nie nabrałem złych nawyków, co tylko pozytywnie wpłynęło na mój sposób myślenia”.
Instynkt przetrwania i dawania sobie rady w każdych warunkach sprawia, że ludzie ci odnajdują się po zmianie rzeczywistości z socjalistycznej na kapitalistyczną, choć „bardzo wiele z tych firm nie potrafi się w tej nowej rzeczywistości odnaleźć i te firmy zaczęły jedna po drugiej upadać”.
Mimo bankructw kolegów z bliskiego nawet otoczenia, wierzą tak bardzo w sens swoich wyborów i działań, że nie wahają się postawić na nie całego dotychczasowego majątku, jak stawia się ostatni szton w ruletce. Ale to nie był hazard, bo pieniądze szły na spłatę kredytów, których oprocentowanie po reformie Balcerowicza skoczyło do kilkudziesięciu procent w skali roku. Jan Szynaka złapał oddech dopiero, gdy spłacił kredyt, ale jak wspomina:„sprzedałem wszystko, co miałem zbyteczne. Zostawiłem sobie tylko samochód i telewizor, by wiedzieć, co się dzieje na świecie”. Marek Liberacki w podobnej wówczas sytuacji sprzedał swój jedyny samochód, wysłuchując przy tym komentarzy: „o, Marek chodzi pieszo do roboty”. Ale pozwoliło mu to na spłatę zobowiązań w przeciwieństwie do znajomego, który „nie płacił swoich należności, rozbijał się samochodem i syndyk go zlicytował”.
Za zarobione i w ten czy inny sposób pożyczone pieniądze wynajmowali i metodą gospodarczą budowali pierwsze tak naprawdę manufaktury. Nie mieli jeszcze takiego kapitału, aby od razu stawiać fabryki z prawdziwego zdarzenia. Ryszard Balcerkiewicz wspomina, jak postawił „halę odzyskaną ze złomu”.
Biznesplan z motyką na księżyc
Większość z nich należała do pierwszego pokolenia polskich enterprenerów, którzy, jak Jerzy Krzanowski, jeszcze nie tak dawno pomagali
w gospodarstwie rolnym, gdzie „trzeba było coś robić, plewić, kopać ziemniaki”. Wszyscy oni mogą podpisać się również pod jego słowami, że „czasem nie biznesplan decyduje o tym, czy coś jest biznesem czy nie, tylko intuicja i wyczucie. Bo gdybyśmy zrobili normalny biznesplan, to by ktoś nam powiedział: «Chłopie, stuknij się w łeb, bo to, co robicie, to jakaś kompletna bzdura»”. Potwierdzają ten stan ducha i działania również słowa Leszka Wójcika, który stwierdza, że „nie robią biznesu ludzie, którzy liczą, bo jak zaczną liczyć, to wyjdzie, że nic im się nigdy nie opłaci. (…) A właśnie ta odwaga, to inne myślenie i, jakby to powiedzieć, podejmowanie tego ryzyka, rzucanie się z motyką na księżyc przyczyniły się do sukcesu”.
Na podbój Niemiec, Europy i świata
Sukces odnieśli dlatego, że nie wiedzieli, że nie mogą czegoś nie zrobić i że to im się nie uda. Dlatego nie tylko pokonali w Polsce zagraniczną konkurencję przekonaną, że „na tych starych maszynach będzie można prowadzić efektywną produkcję i wytwarzać konkurencyjne produkty” - jak to zrobił
Leszek Wójcik, którego fabryka była o wiele lepsza - ale też przejmując z upadających niemieckich firm nowoczesne linie produkcyjne, centra obróbcze oraz linie pakowania - jak to zrobił Jan Szynaka. Jego niemieccy partnerzy „nie wierzyli, że Polak może coś takiego zrealizować i przejąć niemieckie fabryki w tak krótkim czasie”. Fabryki naszych enterprenerów dość szybko osiągnęły taki poziom, że „jak po wielu latach Niemcy przyjeżdżali do nas i oglądali organizację produkcji, to mówili, że u nas jest wyjątkowy porządek” - wspomina Ryszard Balcerkiewicz, podkreślając, że „to podnoszenie poprzeczki nie wzięło się jednak z niczego”.
Tak wysoki poziom w Europie, ale też na świecie, osiągnięto inwestowaniem nie tylko w maszyny czy w technologie, „ale przede wszystkim w kadrę”. Nie raz to właśnie brak ludzi do pracy, a nie kapitału, sprawiał, że fabryki nie powstawały lub były budowane później, niż zakładano. Jednak dziś, kiedy fabryki są na najwyższym technologicznie poziomie, przyszedł czas na projektowanie i produkcję wyjątkowych mebli. Z powodzeniem realizuje tę wizję Piotr Voelkel. Stało się to prostsze po powołaniu przez niego do życia School of Form z ideą design managementu. Wyjątkowość tego miejsca polega na tym, jak mówi Piotr Voelkel, że „uczymy antropologii, filozofii, psychologii i socjologii. To daje przyszłym projektantom wrażliwość na potrzeby innych, dzięki tym zajęciom mają oni wiedzę o człowieku i jego rozwoju”.
To umysł produkuje bogactwo
Jane Jacobs, amerykańska ekonomistka, zauważyła, że: „ubóstwo nie ma żadnej przyczyny. Tylko dobrobyt ją ma”. Twórcami dobrobytu - co już gołym okiem widać w Polsce i w każdym dowolnym kraju na świecie - są ludzie, bo „bogactwo - jak zaobserwował George Gilder, inny amerykański ekonomista - jest w większym stopniu produktem umysłu niż pieniędzy. Najlepsze, najbardziej władcze, najbardziej oryginalne i najbardziej giętkie umysły stanowią najtrwalsze złoto”.