Centrum im. Adama SmithaPierwszy Niezależny Instytut w Polsce od 16 września 1989 roku

POLSKA KONIUNKTURA GOSPODARCZA W ŚWIETLE TEORJI PRZESILEŃ I PRZEWIDYWAŃ

W roku 1928 polskie towarzystwa ekonomiczne z inicjatywy Towarzystwa ekonomistów i statystyków w Warszawie wyłoniły z siebie Komitet, któremu zleciły zorganizowanie pierwszego zjazdu polskich ekonomistów i statystyków. Zjazd odbył się w Poznaniu w ostatnich dniach maja 1929 roku. Na skutek zaproszenia, wystosowanego do mnie przez Komitet organizacyjny, przemawiałem w toku obrad zjazdu na temat konjunktur gospodarczych. Zgodnie z charakterem zjazdu i z intencjami jego organizatorów mówiłem przedewszystkiem o teorji konjunktur. Obecnie ogłaszam uwagi podówczas wypowiedziane z pewnemi uzupełnieniami, a mianowicie zastanawiam się nad pytaniem, pominiętem przeze mnie w Poznaniu, czy i o ile moja teorja konjunktury oraz zeszłoroczne przewidywania naszych publicystów i polityków okazały się zgodne z przebiegiem ostatnich wypadków w Polsce.

Słowo “konjunktura” zawdzięcza swe pochodzenie bogatej i szczodrej łacińskiej skarbnicy językowej. Stanowi aluzję do łączności procesów ekonomicznych. Przypomina, że życie gospodarcze jest współżyciem osób gospodarujących, a nie ich odosobnianiem się. Terminologia życia codziennego jest w tym wypadku zgodna z etymologią. Ciągle obija się o nasze uszy pogląd, że źródłem  zysków i strat przedsiębiorców bywają nie tylko ich uzdolnienia. Vox populi niejednokrotnie szuka przyczyny zwycięstw i klęsk w łączności, zachodzącej między przedsiębiorstwami. Widzi powód bankructw w złej, a sukcesów w dobrej konjunkturze.

Ekonomiści, badając zazębianie się losów gospodarstw indywidualnych, doszli do wyników niezupełnie zgodnych. Ponieważ chodzi o ekonomiczne badanie zagadnienia konjunktury przeto temu założeniu chyba najlepiej zadośćuczynię, jeżeli będę rozważał ten problem jako proces rentowności, ponieważ dążenie do osiągnięcia zysku stanowi istotę zjawisk gospodarczych, a zatem także właściwy przedmiot badań ekonomicznych.

Że chodzi o proces rentowności, a nie o co innego, tego przekonywującym dowodem zjawisko konjunktury szczególnej i jego związek z konjunkturą ogólną. Oddawana nauka ekonomji bada konjunktury, pojmowane jako falowania intensywności całego życia gospodarczego w granicach państwa lub jako falowania międzynarodowe. Już w opowieściach biblijnych znajdujemy wiadomość o latach tłustych i chudych. Po czasokresach ogólnej pomyślności gospodarczej następują lata powszechnej depresji. Chodzi o określenie istoty powodzenia i upadku ekonomicznego, a powtóre o wyjaśnienie, dlaczego falowania intensywności życia gospodarczego mają charakter ogólny, a nie indywidualny. Zdaje mi się, że nauka ekonomji zbyt mało zwróciła uwagi na konjunktury poszczególne i na ich związek z ogólnemi.

Fakt istnienia konjunktur poszczególnych jest bezsporny. Istota ich jest jest stosunkowo łatwo zrozumiała. Konjunkturą ściśle indywidualną będą losy poszczególnego gospodarstwa. Starość przedsiębiorcy, niedołęstwo dziedzica niejednokrotnie podkopują byt dawniej kwitnącego przedsiębiorstwa. Zdarza się, że przestaje istnieć. Przebieg wypadków jest w oczywistym związku z dochodowością przedsiębiorstwa. Przedsiębiorstwo rozrasta się, póki odrzuca zyski znaczne, umożliwiające zaoszczędzenie ich części, a zatem powiększenie majątku przedsiębiorcy. Z chwilą gdy dochody przedsiębiorstwa nie pokrywają wydatków, wówczas straty uszczuplają majątek, co doprowadza do upadku przedsiębiorstwa i ruiny gospodarza.

W tem samem znaczeniu mówimy o konjunkturze w stosunku wzajemnym zawodów lub stanów między sobą, a także o konjunkturze w obrębie danego obszaru w stosunku do konjunktur w granicach innych terytorjów. Niech mi wolno będzie przytoczyć kilka notorycznych przykładów.

Sto kilkadziesiąt lat temu powstaje wielki przemysł fabryczny. Jego rozwój jest równoznaczny z ujemną konjunkturą dla rzemiosła, trwającą po dziś dzień. Rodzicem licznych a znacznych, przeważnie ujemnych, atoli także i dodatnich konjunktur stała się wielka wojna, rozpoczęta w r. 1914. Wojna i jej następstwa doprowadziły do zwiększenia się wahań konjunkturalnych (ut infra). Wojna była okresem lat tłustych dla przemysłu wojennego, np. dla przemysłu metalurgicznego. Przejście gospodarki pokojowej zaznaczyło się silną depresją w przemyśle metalurgicznym. Wszystkie państwa finansowały wojnę poczęści inflacyjnie, jedne w mniejszej mierze, inne w stopniu większym. Inflacja stała się klęską dla posiadaczy gotówki i wierzycieli, a wzbogaciła dłużników. Po inflacji musiała nastąpić deflacja, przybierająca zazwyczaj formę stabilizacji, połączona z kryzysem deflacyjnym, który był poniekąd odwróceniem kryzysu inflacyjnego. Inflacja sprzyjała pośrednictwu handlowemu i bankowemu. Deflacyjne przesilenia są okresem ciężkim dla przedsiębiorstw handlowych i bankowych, zwłaszcza dla mniejszych, które prosperowały w czasach inflacji.

Wojna zmniejszyła kapitały społeczeństw, utrudniając tem samem  uskutecznianie nakładów długoterminowych. Powszechnie znany jest powojenny kryzys budowlany w państwach europejskich, obciążonych w znacznym stopniu wojennymi stratami gospodarczymi. Powszechnie znane jest także  zagadnienie t.zw. nożyc. Przeżywamy właśnie w tej chwili międzynarodowy kryzys agrarny. Rolnicy niemal wszystkich państw stwierdzają istnienie hiperprodukcji pszenicy, cukru, żyta, ziemniaków i innych produktów roślinnych. Przesilenie dotknęło przedewszystkiem gospodarstwo roślinne, w mniejszym stopniu hodowlane i leśne. Mowa jest także często o hiperprodukcji węgla. Konjunktura wewnętrzna jest lżejsza od międzynarodowej. Depresja objawia się silniej na targu międzynarodowym. Produkcja i handel nastawione przeważnie na eksport są zarazem bardziej na sztych wystawione.

Powojenny przebieg wypadków był korzystniejszy dla płac kobiet i dla płac za pracę niekwalifikowaną, niż dla płac mężczyzn i dla płac robotników kwalifikowanych, pod naciskiem nie tylko politycznych zwycięstw demokracji, ale także rozwoju technicznego, zacierającego niejednokrotnie różnicę między pracą kwalifikowaną a niewykwalifikowaną, zmniejszającego liczebność personelu kwalifikowanego.

Postępy techniki ułatwiły niepomiernie wyrównanie strat wojennych. Konjunktura pomyślna zaznaczyła się przedewszystkiem w tych gałęziach przemysłu, w których postępy techniki umożliwiły znaczne obniżenie kosztów produkcji lub w gałęziach nowowykwitłych, posiadających szczególnie korzystne warunki zbytu. Dość przypomnieć przemysł elektryczny, chemiczny, jedwab sztuczny, automobile, radjo, kina. Coprawda zazwyczaj te pomyślne konjunktury były równocześnie powodem depresji w działach współzawodniczących. Niejednokrotnie odzywają się głosy, wskazujące na niekorzystne warunki rozwoju kolejnictwa, a zwłaszcza miejskich kolei elektrycznych, wobec postępów automobilizmu, telegrafów i telefonów, wobec radja. Przesilenie dawniejszej produkcji tekstylnej, ogarniające obecnie wiele krajów, jest niewątpliwie poczęści wynikiem wynalezienia i rozwoju fabrykacji sztucznego jedwabiu.

Istnieje zagadnienie konjunktur terytorjalnych. Dość przypomnieć przesunięcia się sił gospodarczych na korzyść krajów zamorskich, zwłaszcza na rzecz Stanów Zjednoczonych w stosunku do Europy. Anglja od kilku lat przeżywa wybitną depresję, przejawiającą się wysokim bezrobociem z powodu swej silnej zależności od handlu międzynarodowego, którego konjunktura jest obecnie gorsza od konjunktur wewnętrznych w granicach poszczególnych państw. Sytuację Anglji utrudnia także poprzedni silny rozwój przemysłu tekstylnego. Fabrykacja sztucznego jedwabiu rozwija się w wysokiej mierze w innych państwach. Także i w Polsce przemysł tekstylny znajduje się w tej chwili na ogół w położeniu mało korzystnem. Moment terytorjalny występuje na jaw w tej okoliczności, że przesilenie w Łodzi jest stanowczo większe, niż w innych polskich ośrodkach tekstylnych. Łódź żywi wysoką cyfrę bezrobotnych, Górny Śląsk małą. Łódź odczuła najsilniej obecne osłabienie rozwoju gospodarczego w Polsce, natomiast nie znać recesji na Górnym Śląsku, przyczem  mam na myśli w obu wypadkach okręgi terytorjalne, a pomijam odchylenia, zachodzące między działami produkcji.

Wszystkie te poszczególne konjunktury są całkiem wyraźnie falowaniami zyskowności. Zwycięska konkurencja wielkiego przemysłu z rzemiosłem nie może oznaczać niczego innego, jeno silniejszą dochodowość wielkiego przemysłu. Depresja gospodarcza Europy w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi jest równoznaczną z rentownością gospodarstwa społecznego Stanów Zjednoczonych, przejawiającą się niedwuznacznie w wysokich dywidendach, w silnem dotowaniu funduszów rezerwowych, w zawrotnych kursach akcyj w Stanach Zjednoczonych.

Powiedziałem, że istnienie oraz istota konjunktur poszczególnych rzucają się w oczy. Inaczej, gdy chodzi o konjunkturę ogólną. Zachodzi przedewszystkiem pytanie, czy istnieje, ewentualnie w jakiem znaczeniu, boć przecie stale i powszechnie konjunktury poszczególne dodatnie i ujemne istnieją obok siebie, a nawet niejednokrotnie dodatnie są, jak wspominałem, uwarunkowane ujemnemi.

Zgodnie z communis opinio doctorum przyjmuję istnienie konjunktur ogólnych. Z naciskiem jednak zaznaczam, że konjunktura ogólna jest pochodną w stosunku do poszczególnych. Jest poprostu ich wypadkową. Oznacza, że w pewnych czasokresach konjunktury ujemne, a w innych dodatnie są zjawiskiem wyjątkowem. Dobra konjunktura ogólna oznacza że w porównaniu z okresem poprzednim ilość i rozmiary szczegółowych konjunktur ujemnych kurczą się. Ich rozrost doprowadza z czasem do załamania się dobrej konjunktury na rzecz przesilenia, którego napięcie oczywiście może być bardzo różne. Innemi słowy, dobra konjunktura ogólna jest dobrą jedynie per saldo, nie wyklucza zatem poszczególnych zjawisk ujemnych. Oczywiście także lata ujemnej konjunktury bywają równocześnie pomyślnemi dla pewnych jednostek i grup.

Wszystkie konjunktury poszczególne stają się ogólnemi w miarę intensywności ich rozwoju. Gdy rozrastają się, muszą oddziaływać coraz silniej na inne odcinki frontu gospodarczego. Obecnie w New-Yorku doszło do niezwykle wielkiej zwyżki kursu acyj przemysłowych, posiadającej charakter wybitnie spekulacyjny, czego dowodem wysokość dywidend, sama w sobie wysoka, jednak nieproporcjonalnie niska w stosunku do kursu akcyj. Niektórzy uczeni (prof. Cassel) dowodzą, że spekulacja giełdowa, nawet nadmierna, nie może podbić stopy procentowej z ujmą dla produkcji. Podzielam poglady przeciwników tego zapatrywania. Sądzę, że także i ta konjunktura poszczególna może wycisnąć swe piętno na konjunkturze ogólnej.

Uważam konjunktury ogólne za pochodne w stosunku do poszczególnych i dlatego, mojem zdaniem, istota konjunktury ogólnej nie może być odmienna od istoty konjunktur poszczególnych. Innemi słowy uważam zagadnienie konjunktury ogólnej za zagadnienie zbiorowego falowania rentowności całego gospodarstwa społecznego.

Wynika stąd, że konjunktura pomyślna nie jest niezbędnie uwarunkowana wzrostem cen, a ujemna ich zniżką. Cena za kilowat prądu elektrycznego spada. Auta tanieją, a jednak przemysły elektrotechniczny i automobilowy znajdują się w stanie pomyślnego rozwoju, bo w danej chwili obniżka kosztów produkcji jest większa  niż cen. Chodzi o stosunek tych dwóch wielkości, decydujący o rentowności. Obecnie szereg przemysłów przeżywa szczególnie pomyślne konjunktury. Są to gałęzie produkcji, w obrębie których postęp techniki wyraża się największem potanieniem kosztów produkcji. W tych wypadkach wybitnie taniej pomnażalności dóbr przedsiębiorstwa mogą odrzucać duże zyski, choć podnoszą płace robotników i obniżają ceny towarów. Do tej kategorji zjawisk należy prócz produkcji elektrycznej i automobilowej przemysł chemiczny, kinematograficzny, radjowy, wyrobu sztucznego jedwabiu. Co prawda w innych wypadkach zwyżka cen, atoli tylko w odniesieniu do dóbr drogo pomnażalnych istnieje niezbędne uwarunkowanie pomyślnej koniunktury podrożeniem towaru.

Pogląd, wedle którego zmiany konjunktury są falowaniami rentowności gospodarstwa społecznego znajduje potwierdzenie w zapatrywaniu, że wahania kursu akcji są zwiastunami zmian konjunktury. Na tej podstawie polega konstrukcja barometru trzech rynków, ogłaszanego przez Harvard Economic Service. Giełdziarze przewidują wzrost rentowności przedsiębiorstw, który doprowadzi do wypłaty większych dywidend. Kupują akcje, ich kursa wzrastają, poczem następuje wzmożenie produkcji, a na końcu zwyżka stopy procentowej, obniżająca kurs akcji, zwiastująca załamanie się konjunktury.

Falowania rentowności życia gospodarczego wyciskają swe piętno na jego intensywności. Zniżka zysków wywołuje skurcz, a ich zwyżka rozrost życia gospodarczego. Związek wydarzeń w pierwszym z tych dwóch wypadków jest odwróceniem związku zachodzącego w razie wejścia w grę drugiej ewentualności, o której będzie mowa.

Zmianom w wielkości zysków odpowiadają przedewszystkiem zmiany w ilości towarów sprzedawanych i kupowanych. Gdy wzrastają zyski w obrębie gospodarstwa społecznego, równocześnie mamy do czynienia ze wzrostem obrotów. Konjunktura ogólna pomyślna nie może polegać na dłuższą metę na sprzedaży coraz mniej sztuk, równoważnej, i to z nawiązką, powiększeniem się zysku na sztuce. Proces bogacenia się polega na przyspieszeniu obrotów w danym czasokresie, a zatem na ich mnożeniu dzięki postępom techniki i organizacji, przyczem przedsiębiorca we własnym dobrze zrozumianym interesie obniża zarobek na sztuce. Nieurodzaj może być dla rolnika korzystnym w razie silnej zwyżki cen jego produktów, ale ten przebieg wypadków jest wybitnie wyjątkowy. Nawet dla rolnika korzyść z tego źródła pochodząca może być tylko chwilowa, bo podkopuje zdolność nabywczą ludności miejskiej. W razie istotnie pomyślnej i trwałej konjunktury wzrastają obroty zewnętrzne. Saldo bilansu handlowego jest zjawiskiem drugorzędnym w porównaniu z jego wielkością. Nietyle zależy na tem, czy bilans handlowy jest bierny, czy czynny, natomiast rozstrzygające znaczenie przypisują okoliczności, czy suma eksportu i importu rośnie, czy spada.

Oczywiście wzrost obrotów handlowych jest nie do pomyślenia bez powiększenia się produkcji i konsumcji. Wzmożenie produkcji wyraża się niejednokrotnie wzrostem kosztów produkcji pod wpływem wzmożonego popytu za pracą i kapitałem, wynikającego z powiększenia produkcji. Rosną płace, dzięki czemu zwiększone ilości wyprodukowanych towarów znajdują zbyt, co jest równoznaczne ze wzrostem konsumcji.

Skutek przeciwny wywołuje mniej lub więcej powszechny wzrost cen, który niejednokrotnie towarzyszy dobrej konjunkturze. Często mówi i pisze się, że drożyzna jest nierozerwalnie związana z pomyślną konjunkturą. Nie podzielam tego zapatrywania. Uważam na ruch cen jako taki, ale zmiany w ustosunkowaniu się cen do kosztów, a zatem rentowność za zjawisko rozstrzygające. Konjunktura jest pomyślna, póki ceny rosną szybciej niż koszty, lub póki spadają w mniejszym stopniu niż obniżają się koszty produkcji. Możnaby na to odpowiedzieć, że przecie istnieje dążność wyrównywania się cen i kosztów. Tem można uzasadnić konieczność załamania się z czasem dobrej konjunktury. Niepodobna jednak przeczyć możliwości istnienia dobrej ogólnej konjunktury przy równoczesnym spadku ogólnego poziomu cen.

W latach 1926 i 1927 konjunktura ogólna w Stanach Zjednoczonych była bezspornie pomyślna mimo pewnej depresji rolniczej. Równocześnie konjunktura w Niemczech i w Polsce była także pomyślana. Poziom ogólny cen w Niemczech i w Polsce był w tym czasie mniej więcej stały, a w Stanach Zjednoczonych wyraźnie zniżkowy, zwłaszcza w odniesieniu do cen towarów rolniczych. We wszystkich trzech krajach doszło do rozszerzenia obiegu pieniężno-kredytowego, do zniżki procentu, do zwyżki płac robotniczych. Wzrosły zyski przedsiębiorców. Poszły w górę akcje oraz place budowlane i domy w mieście. W Stanach Zjednoczonych posiadłości rolne taniały, w Niemczech, a zwłaszcza w Polsce podrożały. Bez wzrostu obiegu pieniężno-kredytowego ogólna dobra konjunktura jest nie do pomyślenia. Ten wzrost jest potrzebny celem finansowania zwiększonych obrotów, wzmożonej produkcji i konsumcji, zwyżki płac i wartości dóbr kapitałowych (ziemi, budynków, akcyj). Wzmożony obieg pieniężno-kredytowy przeciwdziałał dążnościom do zniżki cen, znajdującym oparcie w potanieniu kosztów produkcji dzięki postępom techniki, ale nie doprowadził do zwyżki cen. Wyraził się silniej na targu pieniężno-kredytowym i kapitałowym, niż na towarowym. Zwyżka kursu akcyj okazała się istotniejszem znamieniem konjunktury, niż zwyżką cen towarów.

Wielu uważa, i nie bez powodu, zwyżkę kursu akcyj za zwiastuna poprawy konjunktury. Z chwilą, gdy wzrost popytu za kapitałem, wynikający ze wzmożonej intensywności życia gospodarczego, doprowadza do zwyżki procentu, kursa akcyj muszą spaść, a ich spadek wróży załamanie się konjunktury.

Przystępuję do bliższego objaśnienia falowań stopy procentowej, stanowiących spiritus movens przebiegu wypadków. Pouczającem jest pojmowanie układu zjawisk gospodarczych jako ciągłych zakłóceń równowagi, istniejącej w danej chwili, wywołujących reakcję, skierowaną ku zrównoważeniu sił gospodarczych na innym poziomie. Wspominałem o ciągłem parciu ku wyrównaniu się cen i kosztów. Istnieje bezsprzecznie także dążność wyrównywania się procentu pochodnego, przypadającego wierzycielowi i pierwotnego, uzyskiwanego przez przedsiębiorcę. Rzuca wiele światła na istotę falowań konjunktury ich rozpatrywanie jako wyrazu dążności wyrównywania się procentu pochodnego i pierwotnego.

Zanim do tego przejdę, gwoli uniknięcia nieporozumień zaznaczam, że przez procent pochodny rozumiem tę jego wysokość, która ustala się na wolnym targu pieniężnym jako samorzutny wynik popytu i podaży kapitałów pieniężnych. Za regułę uważam pobieranie przez bank emisyjny procentu, odpowiadającego wysokości procentu targowego. Jeżeli bank emisyjny pobiera procent wysoki w porównaniu z targowym, ludzie przestaną zapożyczać się w banku. Jeżeli trwale liczy procent znacznie niższy od targowego, wówczas traci wpływ na przebieg koniunktury.

Depresja polega na równoczesnym spadku rentowności w wielu gałęziach działalności gospodarczej. Obniżają się zyski przedsiębiorców. Innemi słowy procent pierwotny spada. Przedsiębiorcom opłaca się wycofać kapitał czynny w ich przedsiębiorstwach celem ulokowania go w bankach na procent pochodny. Podaż kapitału, który niełatwo wypożyczyć przedsiębiorcom, skłania banki do wypożyczania go na procent niższy od dotychczasowego, co oczywiście pociąga za sobą obniżenie procentu, który banki płacą swoim klientom od ich depozytów. Zniżka procentu pochodnego, wywołana depresją, jest obniżeniem się procentu pochodnego pod naciskiem zniżki pierwotnego. Jest więc dążeniem do wyrównania wysokości jednego i drugiego, miarodajnem i w dalszym przebiegu konjunktury.

Niski procent, który banki liczą przedsiębiorcom, stanowi zachętę do zwiększenia produkcji, boć przecie jest równoznaczny z obniżeniem kosztów produkcji czyli ze wzrostem dochodowości przedsiębiorstw. Jest równoznaczny z obniżeniem kosztów produkcji, ponieważ procent od kapitału stanowi poważną część kosztów produkcji. Jeżeli więc inne składniki kosztów nie ulegają zmianie, obniżka procentu wywołuje ściśle odpowiedni wzrost zysków, który jest tem większy, im więcej kosztów przypada na opłatę procentów. 

Dlaczego jednak ożywienie produkcji musi doprowadzić do załamania się tego procesu? Dlaczego ożywienie nie da się utrzymać w granicach przyrostu kapitału? Rozwój wypadków wypacza ustosunkowanie się kapitału stałego do obrotowego na niekorzyść obrotowego, ponieważ niepodobna z góry obliczyć stosunku, który okaże się najodpowiedniejszym. Inwestycje muszą służyć do zaspokojenia potrzeb, których nasilenie z biegiem czasu ulega wahaniom. Przedsiębiorcy obawiają się strat, jeżeli nie rozbudują swych warsztatów do granic, umożliwiających zaspokojenie maksymalnych potrzeb, prawdopodobnie w grę wchodzących . Powtóre, wiadomo przecie, że często zwiększenie produkcji umożliwia obniżenie kosztów produkcji, a więc wzrost zysków. W tym stanie rzeczy byłoby zgoła dziwnem, gdyby przedsiębiorcy nie dążyli do rozbudowy swych trwałych urządzeń wytwórczych.Po trzecie drożenie robocizny skłania przedsiębiorców do zastępowania jej maszynami. Pod naciskiem tych przyczyn zniżka stopy procentowej doprowadza do hiperinwestycyj, wyczerpujących kapitał obrotowy, oddziaływujących zwyżkowo na stopę procentową. Z chwilą jej zwyżki rosną koszta produkcji. Koniunktura doznaje osłabienia, następuje wycofanie kapitałów z produkcji, ich lokowanie na procent pochodny. Zniżka pierwotnego procentu doprowadza do zniżki pochodnego. Falowanie konjunktury wyrównuje wysokość jednego i drugiego procentu.

Zadaniem przedsiębiorców, zarządzających gospodarstwami indywidualnemi, jest ustosunkowanie kapitału stałego i obrotowego, czynnego w poszczególnych przedsiębiorstwach. Wysokość zysku zależy od pomyślnego rozwiązania tego zadania. Zupełnie to samo zadanie jest do rozwiązania w gospodarstwie społecznem. Spełniają je falowania koniunktury.

Postępy kapitalizacji powodują osłabienie falowań konjunktury czyli zmniejszenie różnicy między szczytem pomyślnej, a najniższym szczeblem ujemnej konjunktury. Gdy kapitały są znaczne, wówczas łatwiej o równomierność postępu w różnych gałęziach konjunktury. Stosunkowo nadmierna produkcja w jednym dziale zostaje szybko zrównoważona udoskonaleniami w innych działach, potęgującemi ich siłę kupna w odniesieniu do działów w których pojawiła się hiperprodukcja. Tym sposobem lokalne przesilenie zanika, a nie rozszerza się. Umniejszenie kapitałów przez wojnę przejawia się tem, że ten proces wyrównania przed r. 1914 działa szybciej i sprawniej. Rozwój kapitalizacji ułatwia stabilizację wzajemną walut i jej  dalsze utrzymanie na niezmiennym poziomie. Wyrównanie różnicy w bilansie płatniczym odbywa się przecie przedewszystkiem zabiegami kredytowemi, dopiero w ostateczności złotem. Po trzecie, rozwój kapitalizacji łagodzi klęski elementarne, np. nieurodzaje, bo ułatwia tworzenie zapasów i dowóz z okolic, posiadających nadmiar w danej chwili, ułatwia wyrównanie zapotrzebowania w czasie i w przestrzeni.

Czy postępy kapitalizacji mogą doprowadzić do zaniku falowań konjunktury? Tylko wtedy, gdyby rozwój społeczeństw uległ zahamowaniu, gdyby ludzkość weszła w stan bezwzględnej statyki. Jeżeli założymy niezmienną liczbę ludzi, stan nasycenia potrzeb, technikę i organizację niezmienną, wówczas źródłem przesileń mogłyby być jedynie klęski elementarne. Społeczeństwa dynamiczne są nadto narażone na falowania konjunktury, wynikające z istnienia rozwoju jako takiego. 

Falowania konjunktury są koniecznem następstwem dokonywania zmian w ustosunkowaniu kapitału stałego do obrotowego, które nie mogą dochodzić do skutku bez tarć. W społeczeństwie statycznym, o ileby per maxime inconcessum stało się rzeczywistością, ex definitione nie dokonywanoby tych zmian, a zatem odpadłyby falowania.

W społeczeństwie statycznym kapitalizacja zanika, bo jest zbędna. Procent spadłby do zera. Falowania konjunktury są przedewszystkiem zmianami w wysokości stopy procentowej. Z chwilą gdy niema procentu, odpadają także jego wahania a wraz z nimi falowania konjunktury.

Miarodajne jest wyłącznie przeciwstawienie statyki i dynamiki. Nie jest prawdą, jakoby falowania konjunktury były jedynie właściwością społeczeństw liberalnych, gospodarujących na zasadzie wolnego współzawodnictwa. Trudności w ustosunkowaniu kapitału stałego do obrotowego pojawiają się także w społeczeństwach dynamicznie gospodarujących, w których etatyzm jest systemem wyciskającym silne piętno na życiu gospodarczem, bo władza nie jest nieomylna. W tych społeczeństwach banki emisyjne nie są w stanie trafną polityką łagodzić falowań konjunktury. Przeciwnicy etatyzmu twierdzą, że mniej sprzyja kapitalizacji, niż system wolnego współzawodnictwa gospodarczego. O ile przyjmujemy, że zarzut jest słuszny, wówczas nieuchronną konsekwencją tego założenia jest dalszy wniosek: etatyzm zwiększa falowania konjunktury. Całkiem pewnem jest, że etatyzm nie może liczyć na wyrównujące działanie banku emisyjnego, przejawiające się o wiele silniej w ustroju wolnego współzawodnictwa. Przebieg wypadków w Rosji sowieckiej jest potwierdzeniem tego, co napisałem o stosunku etatyzmu do zagadnienia konjunktury. Etatyzm może się uporać z falowaniami konjunktury tylko w razie popadnięcia w zupełną statykę, w bezwład.

Jestem zwolennikiem poglądu, wedle którego proces kapitalizacji stanowi źródło falowań konjunktury (a). Inni szukają tego źródła b) w procesie produkcji, c) w zjawiskach obroru d) w procesie rozdziału dochodu społecznego. Wśród teoryj, które widzą w ciągłem następstwie po sobie lat chudych i tłustych przedewszystkiem wynik rozwoju produkcji, wyróżnić można teorje przyrodnicze i techniczne.

W społeczeństwie statycznem przesilenia i czasokresy ponad przeciętnej pomyślności mogą być jedynie wynikiem przyczyn przyrodniczych. Próbowano także operować tym argumentem w odniesieniu do społeczeństw nowoczesnych, wysoce dynamicznych, wskazując na przykład Stanów Zjednoczonych z końcem zeszłego wieku. Dobry urodzaj powoduje wzrost z końcem zeszłego wieku. Dobry urodzaj powoduje wzrost z końcem zeszłego wieku. Dobry urodzaj powoduje wzrost przewozów kolejowych. Przedsiębiorstwa kolejowe powiększają zamówienia szyn, lokomotyw, wagonów. Przemysł metalurgiczny i węglowy wchodzą w fazę ożywienia, które staje się ogólnem. Teorje tego typu są chyba zbyt ciasne. Wyjaśniają proces ekonomiczny zjawiskami poza gospodarczemi, co z pewnością nie stanowi ich zalety.

Teorje techniczne są także sięgnięciem poza sferę ekonomiczną. Udoskonalenia techniczne w obrębie poszczególnego działu życia gospodarczego powodują częściową hiperprodukcję, która przekształca się w fazę ogólnej pomyślności gospodarczej, jeżeli w danej chwili udoskonalenia techniczne, obniżające koszta produkcji, doznają zastosowania w wielu działach życia gospodarczego. Znaczne zasoby kapitału są niezbędnym warunkiem równomierności postępu w różnych działach życia gospodarczego. 

Przechodzę do rozpatrywania teoryj pieniężno-kredytowych. Ich zwolennicy zwracają uwagę na istnienie ogólnego poziomu cen. Uważają jego wahania za istotne znamię konjunktury. Zwyżka tego poziomu oznacza dobrą, zniżka złą konjunkturę. Wahania ogólnego poziomu cen są zrozumiałe jedynie jako odbicie wahań w ilości pieniądza. Źródłem dobrej konjunktury, a już co najmniej jej niezbędnym warunkiem jest szczodre szafowanie kredytem  przez banki, zwłaszcza przez banki emisyjne. Przejście do wstrzemięźliwej, do deflacyjnej polityki kredytowej staje się punktem wyjścia osłabienia konjunktury.

Teorje te oparte są na założeniu istnienia ogólnego poziomu cen. Już to samo dowodzi, że fundament teoryj pieniężno-kredytowych nie jest całkowicie ustalony. 

Ich poplecznicy nadają im sformułowanie radykalniejsze lub ostrożniejsze. Jedni uważają zmiany w obiegu pieniężno-kredytowym za przyczynę falowań konjunktury. Drudzy zadawalniają dię stwierdzeniem, że zmiany w obiegu pieniężno-kredytowym stanowią konieczny warunek falowań konjunktury. Ten drugi pogląd wydaje mi się bardziej uzasadnionym, ponieważ jego zwolennikom nie można przeciwstawić zarzutu, że zmiany w obiegu pieniężno-kredytowym bywają następstwem ruchu cen. Nowoczesne państwa finansują wojny inflacją. W tych wypadkach jest rzeczą widoczną, że zmiana w obiegu pieniężno-kredytowym poprzedza i wywołuje falowanie konjunktury. Jeżeli jednak wchodzi w grę pokojowa polityka banków emisyjnych, ścieśniająca lub rozszerzająca obieg, pieniężno-kredytowa, wówczas sprawa staje się sporną. Można przytoczyć silne argumenty w obronie tezy że niejednokrotnie ruch cen towarów daje asumpt do rozwoju wydarzeń pieniężno-kredytowych.

Zachodzi jeszcze jedna doniosła różnica w sformułowaniu teoryj pieniężno-kredytowych. Wiadomo, że zmiany obiegu pieniężno-kredytowego, a więc zarówno jego rozszerzenie, jak niemniej ścieśnienie, oddziaływują równocześnie na wysokość nie tylko cen towarów, ale także stopy procentowej. Ich zwolennicy podzielili się na dwie grupy. Jedni kładli nacisk na oddziaływanie zmian obiegu na wysokość cen towarów. Drudzy sądzili, że oddziaływanie na wysokość stopy procentowej ma rozstrzygające znaczenie dla powstania i przebiegu falowań konjunktury. 

Z poprzednich wywodów wynika, że ta druga teorja wydaje mi się trafniejszą. Uważam za a godne z mojemi poglądami zapatrywanie, wedle którego warunkiem falowań konjunktury są zmiany obiegu pieniężno-kredytowego, przyczem szczególnie ważnym jest wpływ tychże zmian na wysokość stopy procentowej. Atoli nie uważam tego zapatrywania za wystarczające wyjaśnienie problemu, ponieważ z jego istotnej treści wynika, że może służyć jedynie do oświetlenia procesów, zachodzących w obrębie gospodarki pieniężno-kredytowej, natomiast nie może mieć żadnego zastosowania w odniesieniu do gospodarki odosobnionej, a więc także do socjalistycznej, która w razie jej urzeczywistnienia, zgodnego z postulatami integralnego socjalizmu, miałaby znamiona gospodarki odosobnionej. W jej obrębie byłyby wykluczone falowania, związane z procesem pieniężno-kredytowym, atoli istniałyby prócz wahań, uzasadnionych zjawiskami przyrodniczemi, falowania, wynikające z dążeń odpowiedniego ustosunkowania kapitałów stałych do obrotowych, o ile gospodarka socjalistyczna nie zatraciłaby znamion dynamicznych. To źródło falowań jest zatem zjawiskiem powszechniejszem w porównaniu  z ich źródłem pieniężno-kredytowem, obejmuje bowiem zarówno gospodarkę pieniężno-kredytową, jak niemniej odosobnioną. Już przez to samo ten sposób wyjaśnienia zagadnienia zasługuje na pierwszeństwo. Zasługuje na nie także i dlatego, ponieważ sięga głębiej w istotę zjawisk. Wydarzenia pieniężno-kredytowe są ostatecznie jedynie formą gospodarowania, podczas gdy rentowność i kapitalizacja stanowią właściwą treść gospodarowania.

Starałem się wykazać, że mylny jest pogląd, jakoby teorje pieniężno-kredytowe stanowiły bezwzględnie przeciwieństwo teoryj wyjaśniających falowania konjunktury procesem rentowności i kapitalizacji, że trafnie sformułowane teorje pieniężno-kredytowe stanowiły bezwzględne przeciwieństwo teoryj wyjaśniających falowania konjunktury procesem rentowności i kapitalizacji, że trafnie sformułowane teorje pieniężno-kredytowe są raczej uzupełnieniem, a nie przeciwieństwem poglądów, których bronię. Powołuję się na jeszcze jedną okoliczność, świadczącą o łączności obu teoryj. Teorje pieniężno-kredytowe są zastosowaniem teorji ilościowej wartości pieniądza do wyjaśnienia kryzysów. Wedle teorji ilościowej zmiany w cenie towarów zależą od ilości pieniądza, zakładając niezmienną objętość obrotów towarowych i niezmienną sprawność obiegu pieniężno-kredytowego. Innemi słowy, zmiany w cenach towaru mogą być także skutkiem zwolnienia lub przyspieszenia obiegu pieniędzy. Zwolnienie obiegu pieniędzy nie jest niczem innem, jeno zwiększeniem, a przyspieszenie zmniejszeniem oszczędności. Okazuje się stąd dobitnie, że teorje pieniężno-kredytowe, choć mojem zdaniem nie doceniają znaczenia procesu kapitalizacji w przebiegu falowań konjunktury, toć przecie nie zapoznają całkowicie doniosłości tego czynnika.

Istnieje jeszcze jedna grupa teoryj kryzysów. Szereg autorów dopatrywał się ich źródła w rozdziale dochodu społecznego, w zbyt niskich płacach robotniczych. Obrońcy tych zapatrywań uważają zazwyczaj stosowanie udoskonalonych metod techniczno-organizacyjnych za punkt wyjścia rozwoju wydarzeń, o którego wytłumaczenie chodzi. Wprowadzenie nowych maszyn, przejście do wielkiej produkcji zmniejsza zapotrzebowanie robocizny, wywołuje bezrobocie i zniżkę płac, skutkiem czego powstają trudności zbytu. Zmniejsza się siła kupna szerokich warstw ludności. Przedsiębiorcy są zmuszeni ograniczyć produkcję, ażeby ją dostosować do malejącej konsumcji, a ta okoliczność staje się dalszym powodem wzrostu bezrobocia. Kryzysy stają się coraz ostrzejsze. Ich źródłem właściwem są oszczędności kapitalistów, zbyt wielkie w stosunku do wysokości płac robotniczych!

Ta teorja jest pozornie zbliżona do teorji, bronionej przezemnie, bo jedna i druga operuje pojęciem nadmiernych inwestycyj w stosunku do kapitału obrotowego. Atoli teorja zbyt niskich płac uwzględnia, a zatem wyjaśnia tylko część rzeczywistego przebiegu wypadków. Teorja ta miesza statykę z dynamiką. Chce wyłącznie statycznie wytłumaczyć falowania konjunktury, które przecie są par excellence zjawiskiem dynamicznem.

W społeczeństwie statycznem procent spada do zera. Robotnik otrzymuje zgodnie z postulatem socjalistycznym płacę ściśle odpowiadającą temu, co wytworzył. Ani mniej ani więcej. Gdyby otrzymywał mniej, nieskonsumowana część towarów wytworzonych stanowiłaby wzrost majątku. Społeczeństwo bogaciłoby się. Mielibyśmy do czynienia z dynamiką, a nie ze statyką. Wypadek odwrotny byłby również zaprzeczeniem statyki. Jeśliby robotnicy otrzymywali więcej, niż wytworzyli, wówczas majątek społeczeństwa topniałby. Społeczeństwo ubożałoby, a zatem nie byłoby społeczeństwem statycznym. Rozpatrując zjawiska statycznie, stwierdzamy istnienie stałej równowagi między poziomem płac a wysokością produkcji.

Równowaga staje się chwiejną w gospodarce dynamicznej. W społeczeństwie dynamicznem, wzbogacającem się, część wytworu pracy musi być ex definitione przeznaczona na inwestycje, gdyż w przeciwnym razie nie byłoby bogacenia się. W tym stanie rzeczy zachodzi pytanie, jak wielką część biężącego wytworu pracy przeznaczyć należy na inwestycje. W systemie wolnej konkurencji, przy sposobności automatycznego ustalania się równowagi pomiędzy wysokością płac a wielkością produkcji, muszą zachodzić falowania. Płace muszą okazywać się raz za wysokie, to znowu za niskie, także i w ustroju socjalistycznym, jako wyraz trudności dostosowania produkcji do konsumcji. Teorja, wedle której przyczyną przesileń są zbyt niskie płace, zamilcza możliwość zaburzeń, wynikających z płac wysokich. 

Można nawet pójść o krok dalej w krytyce tej teorji i zadać sobie pytanie, czy w ogóle wedle niej do zwyżki płac dojść może w systemie wolnej konkurencji. W swem najskrajniejszem sformułowaniu teorja

 Ta przewiduje jedynie ciągłe obniżanie płac przez przedsiębiorców: postęp techniczny wywołuje bezrobocie i zniżkę płac, czego dalszym skutkiem ścieśnienie konsumcji, powodujące uszczuplenie produkcji, a zatem dalszy wzrost bezrobocia. W tym łańcuchu wydarzeń niema miejsca ani dla zwyżki płac, ani dla dobrej konjunktury. Próbowano pogodzić z rzeczywistością teorję kryzysów, tłumaczącą ich powstanie i ich przebieg właściwościami rozdziału dochodu społecznego, włączając do przebiegu wypadków zwyżki płac w charakterze odchyleń niewielkich, mało znaczących, bo bezsilnych wobec przeważającej dążności do obniżania płac. Przedsiębiorcy gwoli lepszego wykorzystania postępów techniki i organizacji, obniżających koszta produkcji, sprzedają towary po niższej cenie w zamiarze powiększenia tym sposobem koła odbiorców, a w dalszym ciągu swej wytwórczości, co samo przez się obniża koszt produkcji poszczególnych sztuk towaru i zwiększa zyski. Jeżeli ten proces obejmuje liczne gałęzie gospodarstwa, wówczas realna płaca robotników może wzrość, choćby nominalna spadała.

Ci, którzy w ten sposób rozumują, zakładają, że przedsiębiorcy obniżają ceny w sprzedających warunkach dla powiększenia zysków. W takim razie zachodzi jednak pytanie , dlaczegoby przedsiębiorcy nie mieli podwyższać płac robotniczych w tym samym celu? Gdyby prawdziwą była teorja, której poplecznicy dopatrują się źródła kryzysów w niskich płacach, wówczas sposób usunięcia kryzysów, stanowiących źródło tak znacznych strat także i dla przedsiębiorców, byłby wynaleziony. Usunięcie kryzysów byłby zależnem wyłącznie od przedsiębiorców. Wystarczyłoby podniesienie płac, ażeby ich uchronić od strat, wynikających ze złej koniunktury. Niestety teorja zbyt niskich płac nie okazała się jajkiem Kolumba. Ubolewamy nad tem wszyscy. Nie wynika jednak stąd, ażeby przeczyć rzeczywistości i narażać się tym sposobem na dalsze rozczarowania. Teorja zbyt niskich płac należy do licznej kategorji rozumowań, stanowiących wyraz zbożnych życzeń ich twórców, a nie wyraz liczenia się z rzeczywistością i z logiką.

Zapoznaje ona oczywisty związek wysokości płac z wytwórczością pracy robotników. W Stanach Zjednoczonych płace są wysokie , ale także i suma wartości wytwarzanych przez robotników w jednostce czasu jest tak znaczna, że umożliwia nie tylko wypłatę wysokich płac, ale także i znacznych zysków na korzyść przedsiębiorców. Wbrew pozorom jedno sprzyja drugiemu, a nie przeciwdziała mu jak wielu twierdzi. Wedle teorji, która w wadliwym rozdziale dochodu społecznego widzi źródło falowań konjunktury, podwyżka płac wszędzie i zawsze byłaby właściwym sposobem usunięcia złego. Wykonanie tego zalecenia jest wskazane wtedy, gdy istnieją środki po temu. Płace są zaliczką, która znajdzie pokrycie w wynikach pracy osób, pobierających płacę. Zaliczkę można dać tylko wtedy, gdy jest z czego zaliczyć, gdy kapitał obrotowy rośnie, a nie wtedy, gdy jest z czego zaliczać, gdy kapitał obrotowy rośnie, a nie wtedy, gdy maleje, nie wtedy gdy procent idzie w górę. Istotą przesilenia jest podrożenie kapitału obrotowego. Zwolennicy teorji zbyt niskich płac doradzają zwiększenie płac w chwili, gdy brak jest środków na ich wypłacanie w dotychczasowej wysokości. Nic dziwnego, że niejednokrotnie zalecają inflację na cele produkcyjne.

Obecnie w Anglji podobne zapatrywania są często wygłaszane. Zwalczany jest pogląd, wedle którego zbyt wysokie płace są przyczyną depresji, przejawiającej się głównie w znacznem i trwałem bezrobociu. Przeciwnicy tego poglądu przypisują winę polityce banku emisyjnego, któremu zarzucają zbytnią powściągliwość w udzielaniu kredytów. Także i u nas teorja wysokich płac idzie ręka w rękę ze skłonnościami inflacyjnymi. Nie może być zresztą inaczej, ponieważ początkowo inflacja podwyższa, a deflacja obniża płace. Późniejsze skutki są oczywiście odwrotne, ale o tem zapominają niepomni jutra ci, którzy dążą do chwilowych sukcesów. Ostatnie wypadki w Polsce są szczególnie wymowne. Przesilenie w r. 1925 wynikło w znacznej mierze z nadmiernej i nagłej zwyżki płac w r. 1924. Ich zniżka umożliwiła poprawę konjunktury w r. 1926. Rzeczywisty przebieg wypadków stwierdza wyraźnie, że poprawa konjunktury jest uwarunkowana zmianami w wysokości płac w jednym lub w drugim kierunku. Bynajmniej nie jest uwarunkowana wyłącznie zwyżką płac.

Rzeczywisty przebieg wypadków jest także sprzeczny z twierdzeniem o ciągłem pogarszaniu się dobrobytu warstw robotniczych pod naciskiem powtarzających się przesileń. Dziś nawet przedstawiciele robotników uznają, że realne płace robotników idą w górę. Ograniczają się do twierdzenia że nie rosną dostatecznie i że rosną w wolniejszym stopniu, niż dochody innych warstw. Ten stan rzeczy potwierdza tezę, którą poprzednio starałem się uprawdopodobnić o zmniejszeniu się falowań życia gospodarczego w razie wzrostu kapitalizacji. Okazuje się mylną odwrotna teza zwolenników teorji zbyt niskich płac, wedle której wzrost kapitalizacji doprowadza do zaostrzania się przesileń. Kapitalizacja ułatwia równomierne przeprowadzanie udoskonaleń w obrębie wszystkich działów życia gospodarczego, co przecie stanowi podstawowy warunek łagodzenia kryzysów.

Różnym teorjom falowań konjunktury odpowiadają poglądy na metody prognozy ekonomicznej i różnice w zapatrywaniach na sposoby zaradzenia lub złagodzenia przesileń. Kto próbuje przewidzieć układ stosunków, musi sobie odpowiedzieć na pytanie, który ze współczynników rozwoju wywiera wpływ rozstrzygający na kształtowanie się przyszłości. Odpowiedź na to pytanie, logicznie poprawna, jest oczywiście zależna od teoryj falowań konjunktury. Wedle poglądów których prawdziwości broniłem i bronię, proces kapitalizacji przeważa szalę wypadków. Zgodnie z tą zasadą w roku zeszłym w broszurze “Bierny bilans handlowy” i w mych przemówieniach sejmowych wyraziłem zapatrywanie, że widoczne wówczas wyczerpanie  kapitałów obrotowych zwiastuje osłabienie konjunktury w roku następnym. Wystąpiłem przeciwko rozpowszechnionemu podówczas przecenianiu znaczenia bierności bilansu handlowego dla dalszego rozwoju wypadków. Atoli przestrzegałem przed zbytnim optymizmem, powołując się na coraz to większe trudności kredytowe. Ogłosiłem moją rozprawę w początkach jesieni 1928 roku, a przemawiałem w Sejmie 6 listopada (stenograficzne protokoły). Oczywiście zdawałem sobie sprawę z tego, że stoimy u progu zimy, że więc zanosi się na sezonowy wzrost bezrobocia, stale się powtarzający w tym okresie roku. Atoli zarówno w mej broszurze, jak niemniej w przemówieniu sejmowem, ograniczyłem rozmiary przewidywanego przeze mnie osłabienia konjunktury, zaznaczając wyraźnie, że dzięki zaciągnięciu w r. 1927 pożyczki stabilizacyjnej nie należy spodziewać się przewrotu dorównującego klęsce 1925 roku, która doprowadziła do dewaluacji złotego. Podkreśliłem z naciskiem, że mimo bierności bilansu handlowego stałość waluty nie jest zagrożona i że w r. 1929 bilans handlowy poprawi się w związku z pogorszeniem się konjunktury, a więc przewidywałem pojawienie się czynników przeciwdziałających dalszemu pogorszeniu.

Wykluczyłem ewentualność przesilenia najostrzejszego. Oczywiście w obrębie tego zastrzeżenia można było jeszcze rozróżnić przesilenie silniejsze i słabsze. Tą drogą nie poszedłem. W Sejmie mówiłem dosłownie o “pewnem” (w znaczeniu “niejakim”) osłabieniu życia gospodarczego i o poprawie bilansu handlowego w r. 1929, a w następnym zdaniu określiłem to zjawisko jako przesilenie. Jednoznaczność pojęć “pewnego osłabienia” i “przesilenia” jest całkiem widoczna z tekstu przemówienia. Coprawda dodałem, że przesilenia należy spodziewać się napewne. Pod tym względem wypowiedziałem się stanowczo. Tegoroczny styczniowy zeszyt “Konjunktury”, wydawanej przez rządowy “Instytut badania konjunktur”, także nie rozróżniał osłabienia i przesilenia. Użył słów: “recesja(kryzys)”.

Wystąpienie moje wywołało podwójny sprzeciw. Jedni zarzucali mi zbytni optymizm. Inni pomawiali mnie o nieuzasadniony pesymizm. Prasa, zwalczająca rząd, wyrażała obawy o losy złotego, argumentując biernością bilansu handlowego. Pożyczka stabilizacyjna okazała się lepiej obmyślana, niż przypuszczali przeciwnicy jej zaciągnięcia. Nieszczęsnej pamięci przesilenie walutowe w r. 1925 zaczęło się już w marcu, w miesiącu, w którym pożyczka Dillona wpłynęła do kas Banku Polskiego. Źle zużyta nie wzbudziła zaufania. Równocześnie z jej wypłaceniem przez wierzycieli amerykańskich kapitaliści europejscy, którzy przedtem udzielili bankom i innym przedsiębiorstwom polskim kredytów krótkoterminowych, zażądali zwrotu pożyczonych sum. Nasi dłużnicy kupowali waluty i dewizy w Banku Polskim, gwoli uzyskania środków potrzebnych na pokrycie swych zobowiązań. Wkońcu Bank Polski musiał podwyższyć cenę w złotych polskich, pobieraną przez Bank za obce waluty i dewizy, czyli doszło do spadku złotego.

Przebieg wypadków w r. 1929 był odmienny, co tem bardziej zasługuje na uwagę, ponieważ sytuacja na obcych targach pieniężnych, zarówno na wiosnę 1925 r. jak niemniej w cztery lata później na wiosnę 1929 r., była identycznie niekorzystna dla Polski. W ciągu obu tych czasokresów zapotrzebowanie zagranicą gotówki było szczególnie silne. Z końcem 1928 roku nie brakło w Polsce głosów, akcentujących niebezpieczeństwo krótkoterminowego zadłużenia i przewidujących na wiosnę 1929 żądanie zwrotu pożyczek krótkoterminowych, udzielonych przez zagranicę. Przewidywania te się nie ziściły. Wprawdzie odpływ walut i dewiz z Banku Polskiego w pierwszych 20 dniach kwietnia był znaczny. Bank podniósł stopę procentową z 8 na 9. Później jednak nastąpiła poprawa sytuacji walutowej. Bierność bilansu handlowego okazała się mniej szkodliwą, niż wielu sobie wyobrażało, w znacznej mierze z powodu niewycofania kredytów krótkoterminowych. Nasz urząd statyczny za lipiec 1929 roku, po raz pierwszy od dwudziestu kilku miesięcy, wykazał przewyżkę wywozu nad przywozem. 

Byli tacy, którzy w jesieni 1928 r. oceniali optymistyczniej ode mnie zarówno ówczesną teraźniejszość. Dyrektor Instytutu badania konjunktur, prof. Lipiński, zgodnie ze mną przestrzegał przed przecenianiem bierności bilansu handlowego, atoli różnił się ze mną w poglądach na sytuację kredytową i na jej znaczenie dla dalszego toku wypadków. Prof. Lipiński ogłosił w “Przemyśle i Handlu” z 11 listopada 1928 r. artykuł: “Obecna sytuacja gospodarcza i zagadnienie przyspieszenia kryzysu”, stanowiący odpowiedź na moje przemówienie sejmowe. Równocześnie rządowy “Instytut badania konjunktury” w swych cennych i pouczających wydawnictwach wypowiadał się na ten sam temat. Obie publikacje stwierdzają jedynie objawy sezonowego osłabienia konjunktury. O przyszłości wyrażają się dość dwuznacznie, bardziej sceptycznie, mniej stanowczo ode mnie, a więc optymistyczniej, bo nie wykluczają poprawy na wiosnę i lato 1929 w stosunku do 1928 r. Możliwości dalszego rozrostu lub cofania się konjunktury uznają mniej więcej za równie prawdopodobne. W obronie pierwszej z tych dwóch ewentualności powołują się na to, że lekkie ożywienie jeszcze nie przeszło w napięcie. Coprawda prof. Lipiński w zakończeniu swego artykułu wspomina o prawdopodobieństwie osłabienia życia gospodarczego w r. 1929, atoli w tym samym artykule przedstawia ówczesną faktyczną sytuację w świetle, jak przyszłość niewątpliwie wykazała, zbyt różowem.

Kierownicy “Instytutu” określają falowanie konjunktury jako następstwo 1) lekkiego ożywienia, 2) napięcia, 3) recesji. Wedle nich jesień 1928 roku stanowiła fazę lekkiego ożywienia. Napięcia nie było, ponieważ jego istotnem znamieniem jest drożyzna, a ceny w r. 1928 były mniejwięcej stałe. Drożenie towarów świadczy o istnieniu nadmiernej spekulacji w życiu gospodarczym, wywołującej recesję, jako nieodzowną reakcję. Instytut, powołując się na stałość cen, na brak momentów spekulacyjnych w toku rozwoju, na nieprzejście ożywienia w napięcie, nie widział podstawy do przepowiadania recesji na wiosnę 1929 r. Kładł silny nacisk na stałość cen. W stosunku do niej mało zadawalniające stosunki na targu pieniężno-kredytowym uznał za zjawisko, któremu nie przypisywał rozstrzygającego znaczenia. Brak gotówki w Polsce określał jako zjawisko strukturalne, a nie konjunkturalne. Bagatelizował spadek kursu papierów wartościowych, wykazany w notowaniach giełdowych, na zasadzie teorji o nikłem znaczeniu giełdy w naszem życiu gospodarczem. Nadto kwestjonował wzrost stopy procentowej, wykazując małe zmiany w wysokości t.zw. dyskonta ulicznego w Łodzi. Wreszcie kierownik Instytutu, prof. Lipiński, wystąpił przeciw przecenianiu problemu t.zw. “nożyc” cen towarów rolniczych i przemysłowych dla rozwoju konjunktury. Instytut z początkiem 1928 r. tego zjawiska, zwiastującego osłabienie konjunktury, nie wziął za podstawę rozumowania. Słowem, zmiany w wysokości cen wydawały mu się zjawiskiem szczególnie miarodajnym.

Pominę zagadnienie “nożyc”. Zaznaczam jednak pokrótce, że uważam za mylne nie tylko przecenienie, ale także i niedocenienie tego zjawiska, choćby dlatego, ponieważ spadek cen płodów rolniczych w stosunku do przemysłowych zniechęca rolników do czynienia wkładów w gospodarstwo.

Najpierw słów kilka o niezmienności cen w r. 1928. Instytut pomija cenę gruntów, budynków, odstępnego za mieszkanie, które w Warszawie silnie podrożało na przełomie 1927 i 1928 roku. Podobno o 100%. Atoli nie w tem sęk. Ważnem jest zagadnienie podrożenia stopy procentowej. Prof. Lipiński uważa wysoką stopę procentową w Polsce za zjawisko strukturalne. Zgoda. Tem niemniej, a raczej tenm bardziej znaczące są jej wahania dla przebiegu konjunktury. Cała struktura polskiego gospodarstwa społecznego zawiera w sobie współczynnik wysokiej stopy procentowej, toć przecie z tego powodu zmiany w wysokości stopy żadną miarą nie przestają być zjawiskiem konjunkturalnem. Co prawda prof. L. argumentuje także poglądem, jakoby dyskont uliczny w Łodzi w r. 1928 wyraźnie nie podrożał. Moje prywatne informacje nie całkiem pokrywają się z tym poglądem. Przypuśćmy jednak, że dyskont nie podrożał, ale prawdziwy obraz przebiegu wypadków uzyskamy, jeśli uprzytomnimy sobie skutki niewątpliwego wystawienia weksli na coraz dłuższy termin. Choćby stopa nie podrożała, zaciągający pożyczkę skutkiem przedłużenia czasokresu, za który płaci procent, jest eo ipso w wyższym stopniu obciążony odsetkami, ponieważ oprocentowywuje swój kapitał obrotowy przez dłuższy przeciąg czasu. Traci także wierzyciel. W Łodzi z początkiem 1928 zaczęły rosnąć zapasy towarów u fabrykantów. Zamiast już wówczas ograniczyć produkcję lub forsować wywóz, poradzono sobie sprzedażą na raty w rozmiarach nieuzasadnionych i przedłużeniem terminu spłaty weksli, byleby towar pozbyć. Wprawdzie nie było zwyżki cen, śmiem jednak określić rozwój wypadków w Łodzi w r. 1928 jako wybitnie spekulacyjny. Łódź przeżywała od początku 1928 r. fazę napięcia, a nie lekkiego ożywienia. W sejmie w listopadzie 1928 powiedziałem, że sprzedaże na raty i weksle długoterminowe srodze się zemszczą. Niestety nie pomyliłem się. Recesja gospodarcza 1929 roku w Łodzi wystąpiła szczególnie silnie na jaw. “Instytut” słusznie w momentach spekulacyjnych dopatruje się czynnika, zaostrzającego przyszłe przesilenie, atoli nie dojrzał z końcem 1928 r. spekulacji łódzkiej.

Dyrektor “Instytutu” w przytoczonym poprzednio artykule z 17/XI 1928 pisał dosłownie: ”Można jednak stwierdzić z całą pewnością, że rozwój w najważniejszych gałęziach produkcji w kraju nie miał charakteru spekulacyjnego. W przemyśle włókienniczym w tej najważniejszej naszej gałęzi produkcji, w końcu 1927 wprawdzie już wyłoniła się nadprodukcja, atoli nadprodukcja ta została oczyszczona przez swego rodzaju przesilenie, które już się odbyło i wyrównało. Obecnie dyspozycje gospodarcze w tej gałęzi wytwarzania są znacznie ostrożniejsze, stan istniejący nie grozi bynajmniej jakimkolwiek kryzysem”.

Nie mogę także bagatelizowania kursów giełdowych uznać za uzasadnione. Ich spadek powoduje straty, zniechęca do inwestycji. Niski kurs akcyj Banku Polskiego uniemożliwia rządowi przewidzianą w planie stabilizacyjnym sprzedaż wielkiego pakietu akcyj Banku Polskiego, znajdującego się w posiadaniu rządu i przeznaczenie kwoty uzyskać się mającej ze sprzedaży na cele rozwoju ekonomicznego. Niski kurs tak doskonałego papieru, wysokie kursa papierów loteryjnych, dolarówek i premjówek toć przecie zjawiska niesłychanie wymowne. Świadczą dobitnie o silnym braku kapitałów.

Recesję w Łodzi wszyscy uznają za znaczną. Atoli jej silne napięcie jest zjawiskiem lokalnem. Mimo zastoju budowlanego, mimo dość trudnej sytuacji na wsi z powodu spadku cen płodów rolniczych (“nożyce”), mimo podwyższenia w kwietniu stopy dyskontowej przez Bank Polski, mimo tego, że rząd musiał zaniechać projektowanej emisji nowej serji pożyczki premjowej na cele budowlane, którą emitował w 1928 r. w lecie, ale której emisja w rok później okazała się niemożliwą. Ogólna sytuacja w kraju z początkiem jesieni 1929 r. stoi pod znakiem recesji, a nie kryzysu czyli przesilenia, równoznacznego z silną recesją, czego dowodem stosunkowo korzystny stan bezrobocia. Przeżywamy recesję, a nie przesilenie. A zatem pomylili się ci, którzy w listopadzie 1928 r. przepowiadali przesilenie, a nie osłabienie życia gospodarczego. Już poprzednio wypowiedziałem się na temat mej terminologji i przypomniałem, że w jesieni 1928 r. zastrzegałem się przeciwko zbytniemu pesymizmowi w ocenie przyszłości, boć przecie spodziewałem się utrzymania stałości waluty i poprawy bilansu handlowego.

Oczywiście cieszę się, że recesja (podejmuję terminologję Instytutu) jest istotnie umiarkowana, na ogół rzecz biorąc. Kto wie jednak, czy nie byłaby znaczniejsza, gdyby zawczasu nie dzwoniono na alarm? Kto wie, czy różne prognozy w listopadzie 1928 roku nie były podyktowane odmiennością zapatrywań socjalno-pedagogicznych? Jedni uważali za lepsze dodawać otuchy, drudzy ufali więcej metodzie zastrzyknięcia małej dawki przedmiotowego krytycyzmu.

Przebieg wypadków w Polsce wydaje mi się przemawiać za stawianiem prognoz nietyle na podstawie zmian w cenach towarów, ale raczej na podstawie falowań stopy procentowej, zaczem wydaje mi się zgodny z moją teorją przesileń.

Różnym poglądom na istotę falowań konjunktury odpowiadają różnice w zapatrywaniach na środki zaradcze. Ci, którzy widzą w zmianach wielkości obiegu pieniężno-kredytowego najistotniejsze znamię falowań konjunktury, dopatrują się, o ile są konsekwentni, głównego lekarstwa w odpowiedniej polityce banków emisyjnych. Coprawda wyrażają wprost sprzeczne poglądy w odpowiedzi na pytanie, którą politykę uznać należy za trafną. Wszyscy domagają się przedewszystkiem od banków emisyjnych łagodzenia przesileń. Przypisują im winę ich zaostrzenia. Atoli jedni zarzucają bankom politykę zbyt inflacjonistyczną, drudzy zbyt deflacjonistyczną. Winę bezrobocia w Anglji przypisuje się często deflacjonistycznej polityce Banku Angielskiego, a spekulację giełdową w New-Yorku inflacjonistycznej polityce tamtejszego banku emisyjnego (Anderson).

Uważam wiarę w możliwość zastąpienia oszczędności ekspansją kredytową za złudzenia wielce niebezpieczne. Bank emisyjny powinien dbać o stałość waluty, dostosowywać o ile możności swoją stopę dyskontową do targowej. Nie powinien jej ustalać pod kątem widzenia wywarcia w ten sposób wpływu na poziom cen towarów i regulowania falowań konjunktury. Z dwojga złego, niebezpieczeństwo polityki inflacyjnej uważam za większe, niż deflacyjnej. Trafna polityka banków emisyjnych ma bezsprzecznie doniosłe znaczenie dla łagodzenia falowań konjunktury, atoli nie rozwiązuje całości zagadnienia. 

Wpływ banku emisyjnego na życie gospodarcze jest mocno ograniczony w państwach silnie rozwiniętego etatyzmu, w których dyskontowa stopa targowa jest znacznie wyższa od pobieranej za wypożyczenie pieniędzy przez bank emisyjny. Powtóre, najlepsza polityka nie zastąpi dobrodziejstw kapitalizacji obniżającej procent, a tem samem łagodzącej przesilenia. Dobra polityka banku emisyjnego siłą rzeczy musi ograniczyć się do uwydatnienia prawdziwej wysokości procentu przez uzgadnianie stopy bankowej z targową. Niczego więcej od niej wymagać nie można.

Kto obstaje przy zasadzie, że bank emisyjny, oznaczając stopę procentową od pożyczek, których udziela, powinien liczyć się w wysokim stopniu z wahaniami targowej stopy procentowej, ten doradza zmianę procentu bankowego wzwyż lub w dół stosownie do okoliczności. Tem samem jednak staje się w sprzeczności z bezwzględnie pojętą polityką wysokich płac, wedle której uzasadnione byłyby jedynie zmiany w dół, albowiem wszelka zwyżka dyskontu wywiera wpływ zniżkowy na wysokość płac. Okoliczność ta uwydatnia dobitnie różnice, zachodzące między odmiennemi metodami, zalecanemi w celu złagodzenia falowań konjunktury.

Polscy poplecznicy polityki wysokich płac wszędzie i zawsze zalecają przejście do produkcji, obliczonej na zaspakajanie potrzeb, a nie na zyski. Nie obawiają się zasypania źródła kapitalizacji, bo liczą na inflację. Niebezpieczna utopijność tych pomysłów jest widoczna. Zwyżki płac możliwie znacznej i szybkiej życzymy sobie wszyscy. Należą jednak do tych, którzy pragną trwałej poprawy dobrobytu obecnie upośledzonych, co osiągnąć można tylko w ramach kapitalizacji i na nim opartej zniżki stopy procentowej.

W Polsce w roku poprzednim wielu całą odpowiedzialność za nie ze wszystkim zadawalniający rozwój życia gospodarczego zwalało na bierność bilansu handlowego. Dziś mówi i pisze się dużo o złej konjunkturze. Dowodziłem rok temu, że bierny bilans handlowy jest niebezpieczny tylko wtedy, gdy procent drożeje. Podobnie osądzam przesilenia gospodarcze. Łatwo je znieść, rychle ustępują na rzecz wzmożonego okresu pomyślności gospodarczej, jeżeli społeczeństwo rozporządza wzrastającym zasobem kapitału czyli oszczędności. Ich źródłem mogą być tylko odpowiednie zyski gospodarstwa społecznego, pochodzącej ze zwiększonej rentowności gospodarstw indywidualnych. W Polsce rozpowszechnione odwrotnie mniemanie jest największym błędem polityczno-ekonomicznym, który popełnić można. Błąd ten jest szczególnie zgubny w Polsce ze względu na jej silny przyrost ludności i na wynikającą stąd konieczność przeciwdziałania znacznemi inwestycjami grożącemu zubożeniu. Naczelnem hasłem powinno być zwiększenie, a nie zmniejszenie zysków. Hic Rhodus, hic salta.

 

ADAM KRZYŻANOWSKI

„Przegląd Współczesny”, Nr 89, Kraków, 1928 r.,str. 342-367

 

Reddit icon
Technorati icon
Yahoo! icon
e-mail icon
Twitter icon
Facebook icon
StumbleUpon icon
Del.icio.us icon
Digg icon
LinkedIn icon
MySpace icon
Newsvine icon
Pinterest icon
poniedziałek, 2020-06-01

KOSZTY WYCHOWANIA DZIECI 2020

Materiał z konferencji KOSZTY WYCHOWANIA DZIECI 2020

do pobrania na miejscu lub z tiny.pl/79q15

film: https://youtu.be/GoZre5PAANU ...

czwartek, 2019-06-06

8 CZERWCA DZIEŃ WOLNOŚCI PODATKOWEJ 2019

8 CZERWCA DZIEŃ WOLNOŚCI PODATKOWEJ 2019

INFORMACJA PRASOWA CENTRUM IM. ADAMA SMITHA, Warszawa, 6 czerwca 201 9

 

Centrum im. Adama Smitha oblicza Dzień wolności podatkowej w Polsce od 1994 roku. 

W 2019 roku ...

piątek, 2018-10-26

Informacja prasowa o stanie inicjatywy Centrum im. Adama Smitha w sprawie projektu ustawy dotyczącej podejmowania uchwał przez zgromadzenia wspólników przez Internet

W środę 10 października 2018 r. odbyło się spotkanie grupy roboczej złożonej z ekspertów Centrum im. Adama Smitha oraz przedstawicieli Kancelarii Prezydenta RP w sprawie projektu ustawy dotyczącego podejmowania uchwał przez zgromadzenia wspólników przez Internet.

Dyrektor Narodowej Rady Rozwoju, Samorządu i Inicjatyw Obywatelskich, Pan Paweł Janik wyraził podziękowanie...

niedziela, 2018-08-12

Mariusz Łuszczewski ekspertem ds. relacji indyjskich

Mariusz Łuszczewski decyzją zarządu Centrum jest nowym ekspertem ds. relacji indyjskich. Oficjalne wręczenie tytułu eksperta miało miejsce 8 sierpnia 2018 roku.

poniedziałek, 2020-06-01

KOSZTY WYCHOWANIA DZIECI 2020

Materiał z konferencji KOSZTY WYCHOWANIA DZIECI 2020

do pobrania na miejscu lub z tiny.pl/79q15

film: https://youtu.be/GoZre5PAANU ...

czwartek, 2019-06-06

8 CZERWCA DZIEŃ WOLNOŚCI PODATKOWEJ 2019

8 CZERWCA DZIEŃ WOLNOŚCI PODATKOWEJ 2019

INFORMACJA PRASOWA CENTRUM IM. ADAMA SMITHA, Warszawa, 6 czerwca 201 9

 

Centrum im. Adama Smitha oblicza Dzień wolności podatkowej w Polsce od 1994 roku. 

W 2019 roku ...